Pamiętacie jeszcze aferę po pierwszej turze wyborów samorządowych w 2002 roku (to te, po których Lech Kaczyński został prezydentem Warszawy)? Wprowadzono wtedy pilotowy system informatyczny do liczenia i zbierania głosów – zapowiadany przed wyborami z charakterystyczną dla tamtych lat przesadą (tegoroczne wybory samorządowe ze względu na nowatorstwo wykorzystanych rozwiązań, są przedsięwzięciem unikatowym w skali światowej…). A system z hukiem się wywrócił, nie będąc w stanie przyjąć i przetworzyć danych.
Rzecz nie była tak naprawdę ważna, kilkudniowe opóźnienie wyników mało kogo szczególnie obeszło, prawdziwy problem mieli jedynie ludzie z komisji wyborczych – zamiast w parę godzin policzyć głosy, wysłać je i po północy iść do domu, musieli sztafetowo dyżurować przy wynikach (rekordziści bodajże do środy). Ale było tam parę ciekawych elementów.
Dalszy ciąg "O przewadze jawności nad magią" »