Co rok - dwa rozpętuje się kolejna burza dotycząca płac czy uprawnień nauczycieli. Rzecz mnie dotyczy – córa idzie do drugiej klasy, synek do zerówki.
Zostawiając dyskusję czemu ten akurat zawód ma się cieszyć szczególnymi prawami – w porównaniu z np. lekarzem, kierowcą, architektem, czy nawet programistą – rzucę inną tezę.
Wśród nauczycieli powinna być spora rotacja!
Po prostu – ktoś, komu brak sił, chęci, entuzjazmu – nie powinien wychowywać. Nauczyciel nie mający zdrowia dla dzieci powinien sobie znaleźć – może czasowo – inne zajęcie. Nie chodzi mi tu o wiek, w trakcie swojej edukacji spotkałem pełnych entuzjazmu sześćdziesięciolatków i totalnie znudzonych nauczycieli przed trzydziestką.
Wiem po sobie samym, jak ogromny wpływ na moją wiedzę, umiejętności, zainteresowania, nawet charakter – miały uczące mnie osoby. Zwłaszcza w podstawówce i wczesnych klasach licealnych.
Dlatego mogę współczuć pani, która od 10 czy 15 lat uczy i chciałaby mieć poczucie bezpieczeństwa – ale bardziej współczuję kilku setkom dzieci, w których może ona zabić ciekawość świata, czy choćby zainteresowanie – powiedzmy - biologią.
I o ile mogę niekiedy przyznać nauczycielom rację w walkach o poprawę płac czy warunków pracy, o tyle jestem radykalnie przeciwny gwarancjom zatrudnienia, przywilejom emerytalnym, rozkładanym na lata sztywnym ścieżkom awansów - wszystkiemu, co cementuje ludzi w tym zawodzie, utrudniając fluktuację kadr.