Próbowałem złożyć w przedszkolu prośbę o przyjęcie dziecka. Odesłali mnie, bo jakże tak - bez dowodu zatrudnienia, bez aktów urodzenia wszystkich dzieci, bez jakiegoś dokumentu z pieczątką dowodzącego jaki jest PESEL synka? Politowania godne. Mój podpis nie znaczy nic, moja akceptacja odpowiedzialności karnej za podanie nieprawdziwych danych nie znaczy nic, wiarygodny jest tylko świstek papieru podpisany przez innego biurokratę.
Ta procedura krzyczy do mnie: jesteś kłamcą.
Cóż - mogą. Za usługę zapłaciłem (w formie podatków) z góry i wcale nie muszą mi jej świadczyć (żadne ze starszych dzieci do państwowego przedszkola się nie dostało, u najmłodszego to też już ostatnia próba - ma 5 lat). I oczywiście to nie jest jedyny przykład. To samo u lekarza, w gminie, w szkole, w sądzie, ...
Dalszy ciąg "Ty kłamco i oszuście!" »