Moja żona lubi czytać przewodniki. Przydaje się to, zwykle znajdzie w nich kilka pomysłów na spędzenie dnia przy gorszej pogodzie. Kupujemy je dość przypadkowo, bywa więc, że wyciągamy książeczki sprzed dobrych paru lat. Na ostatni wyjazd w Beskid Sądecki zabrała przewodnik po okolicach Muszyny, wydany w wczesnych latach dziewięćdziesiątych.
W przewodniku był opis Żagiestowa Zdroju. Ciekawy rys historyczny - było to jedno z pierwszych uzdrowisk powstałych w tym rejonie (XIX wiek), licznie odwiedzane i z dużą pieczą rozwijane przez rodzinę właścicieli. Także zachęcające informacje turystyczne - historyczne budynki uzdrowiska, kościół, a także piękna krajobrazowa ścieżka na Łopatę wzdłuż brzegu Popradu. Któregoś leniwszego dnia zdecydowaliśmy się zajechać.
To co zastaliśmy, było ... warte opisania.
Ścieżka nad Popradem
Przewodnik obiecywał wygodne schodki zaczynające się obok kiosku z pamiątkami, a następnie piękny kilkukilometrowy spacer nad rzeką.
Kiosk z pamiątkami okazał się totalnie zrujnowaną budą ale schodki były. A wokół nich morze pokrzyw, sięgających ponad głowę. I zupełnie przerdzewiałe, miejscami połamane, resztki po barierkach. Przedarliśmy się z niejakim trudem, nieco zaniepokojeni przeszliśmy tunelikiem pod torami kolejowymi, wyszliśmy nad rzekę.
Rzeka była piękna.
Malowniczy łuk, z łąkami i lasami po słowackiej stronie. A po polskiej, faktycznie, ułożona z kamieni, częściowo podmurowana ścieżka biegnąca samym brzegiem rzeki. Niestety, dało się nią iść wygodnie tylko jakieś 100 metrów, potem znowu pojawiło się morze pokrzyw, przed którym tym razem skapitulowaliśmy.
Uzdrowisko
Uzdrowisko nasunęło mi na myśl ... dawny PGR. Bardzo podniszczone budynki z odłażącym tynkiem, rozwieszone suszące się prześcieradła i ubrania, biednie ubrani i sterani życiem panowie popijający na ławeczce niezidentyfikowany alkohol, podniszczona i nie działająca fontanna. Obok w lasku plac zabaw - rozlatujące się i zardzewiałe huśtawki.
Nie mam pojęcia, czy przyjeżdzają tam jeszcze turyści (jeden budynek ewidentnie jest zamieszkały przez miejscowych, co do widocznego na zdjęciu nie mam pewności).
Nad uzdrowiskiem przepięknie położony kościół. Niestety zamknięty, więc obejrzeliśmy go tylko od zewnątrz. Zniszczona ławka, gdzieniegdzie popękane płytki.
Obok uzdrowiska inne domy, tak dawne (jeszcze przedwojenne) wille dla turystów, jak socjalistyczny brzydki hotel. Wszystkie w różnych fazach przechodzenia w ruinę.
A centralnie, jak na ironię, ślicznie wystrzyżony kwietnik z herbem Żegiestowa (w identycznym stylu, jak te strzyżone w Muszynie czy Krynicy).
Jedyny zadbany dom
W Żegiestowie jest jeden pięknie odmalowany, zadbany i czysty dom. Urząd Pomocy Społecznej. Co budzi zrozumiałe podejrzenia co do sposobu utrzymywania się mieszkanców.
Po co o tym piszę
Okoliczne miejscowości - Piwniczna, Muszyna, Wierchomla, nawet Żegiestów wieś - ładnie się rozwijają, są zadbane i atrakcyjne, przyciągają sporo turystów. Żegiestów Zdrój - kto wie, czy nie najlepiej położony (piękny załom Popradu, zbocza górskiej doliny, wygodny dojazd samochodem i pociągiem, wody mineralne) popada w totalną ruinę, przywodząc na myśli najgorsze byłe PGRy. Skansen?
Wyjaśnienie zagadki nie jest trudne. Właścicielem Żegiestowa Zdroju pozostaje państwo (dokładniej, jakiś urząd wypączkowany z któregoś dawnego funduszu wczasów pracowniczych). I dba o swój majątek tak, jak to zwykło zawsze robić... Jan Pietrzak mawiał wprowadźmy nasz model zarządzania na Saharze, to po tygodniu piachu zabraknie. Ustrój się zmienił, teza pozostaje w mocy.
Polecam refleksji w kontekście dyskusji o prywatyzacji służby zdrowia czy szkolnictwa.