Za oknem szarobure paskudztwo całkowicie zniechęcające do wychylania nosa z domu i skutecznie odbierające dobry nastrój. Dlatego, dla poprawy humoru, drobne wspomnienie.
W zeszłym roku w Warszawie było równie paskudnie ale żona - spragniona tych paru dni poza domem - uparła się. Odstawiliśmy dzieci dziadkom i na długi weekend 11 listopada pojechaliśmy pod Kraków - do Ojcowskiego Parku Narodowego.
A tam było ciepło:
pogodnie:
i bardzo ładnie:
Słońce zachodziło wcześnie (nieszczęsny czas zimowy) ale wstając przed siódmą i wychodząc przed ósmą mieliśmy osiem godzin przyjemnego spaceru.
Do tego - jechało się miło i przyjemnie, nie było też problemów z noclegiem (ogromny kontrast z wszechobecnymi tłumami w czasie weekendu majowego). Starczyło nawet czasu, by w powrotnej drodze zajrzeć na pustynię Błędowską:
i do Ogrodzieńca:
W tym roku przeziębienia nas pokonały ale powspominać miło. I jeśli ktoś się trzyma, a ma możliwość złapać dwa dni urlopu (12-13) to ... może warto się ruszyć.