czyli nie wszystko co plastikowe jest bezpieczne
Banki powszechnie reklamują karty płatnicze jako bezpieczny sposób korzystania z rachunku. Jak pokazuje praktyka, slogan ten dosyć znacznie rozmija się z rzeczywistością. Nosząc w portfelu gotówkę, ryzykujemy co najwyżej utratą włożonej tam kwoty. Nosząc kartę, możemy ryzykować całe oszczędności plus przyznane saldo debetowe czy kredytowe.
Poniższy artykuł ma na celu uświadomienie zagrożeń tym czytelnikom, którzy nie zdają sobie z nich sprawy - i przedstawienie pewnych sposobów na ograniczenie ryzyka.
O zagrożeniu
Minimum wiedzy o kartach
Dla treści poniższego artykułu istotne jest jedno rozróżnienie rodzajów kart - podział na karty wypukłe i płaskie. Kluczowa różnica: każde użycie karty płaskiej wymaga kontaktu z naszym bankiem, karty wypukłe mogą być niekiedy autoryzowane bez takiej operacji. Dlatego przy użyciu karty płaskiej praktycznie niemożliwe jest przekroczenie dopuszczalnego salda czy ustanowionych przez bank limitów, przy odpowiednim wykorzystaniu karty wypukłej może się to zdarzyć.
Najpopularniejsze w Polsce karty wypukłe to różne odmiany kart Visa Classic i MasterCard, najpopularniejsze karty płaskie to Visa Electron i Maestro.
Ile jest warta karta
Masz zwykłe Maestro czy Visę Electron przypiętą do 'głównego' rachunku? Masz na tym rachunku 3.000 złotych? Masz też przyznany dozwolony debet 8.000? No, to w przypadku wielu banków, włożenie do portfela Twojej karty jest niemal równoważne włożeniu tam 11.000 złotych!
Czemu tak się dzieje? Ano, o ile banki zwykle nakładają jakieś ograniczenia na kwoty, jakie można wypłacić w bankomacie (choć i to nie zawsze), o tyle bardzo często nie limitują (albo limitują bardzo dużymi kwotami) transakcje kartą w sklepach. Bank zapewnia Ci wygodę: możesz wszystkie oszczędności plus udostępniony kredyt bądź debet wypłacić w bankomacie lub wydać na zakupy. Tą samą wygodę bank zapewnia złodziejowi.
Masz kartę wypukłą (nieważne, czy debetową, kredytową czy charge)? Tu jest jeszcze "ciekawiej" - w odpowiednich (znanych zresztą przynajmniej części przestępców) okolicznościach, karta może posłużyć do wypłacenia kwoty wielokrotnie przekraczającej oficjalnie przyznany limit czy posiadane na rachunku środki.
Końcowy efekt? Bardzo rzadko się zdarza, by ktoś wypłacał z banku wszystkie oszczędności oraz cały dostępny debet i nosił pobraną kwotę w portfelu - a jeśli do takiej sytuacji dochodzi, człowiek czuje niejaki niepokój i zachowuje specjalną ostrożność. Niepozorny kawałek plastiku wkłada się do portfela codziennie i specjalnie nim nie przejmuje. Do czasu, gdy zdarzy się nieszczęście.
Niedoskonałe zabezpieczenie - podpis
No dobrze - ale przecież robiąc zakupy w sklepie przy pomocy karty wypukłej i wielu płaskich, trzeba potwierdzić transakcję podpisem!
Coż, w praktyce, zabezpieczenie to okazuje się niemal zupełnie nieskuteczne.
Pierwszy powód: w wielu sklepach sprawdzanie podpisu odbywa się bardzo pobieżnie (lub wcale). Każdy, kto karty używa, bez trudu może zauważyć jak rzadko zdarza się by sprzedawca czy kasjerka uważnie porównał podpis z karty z podpisem na slipie. Nieraz karta bywa oddawana jeszcze zanim kwitek zostanie podpisany. Ponadto, kasjerka czy sprzedawca nie są grafologami, nawet jeśli porównają podpisy, mogą nie wyłapać fałszerstwa.
Druga sprawa: istnieją niestety nieuczciwi sprzedawcy, od wprost współpracujących ze złodziejami, po ignorujących zauważony problem w nadziei zachowania zarobionych w ten sposób pieniędzy.
No i ostatnia rzecz: niejednemu sprzedawcy trudno zdobyć się na odmowę, gdy o przyjęcie karty grzecznie 'prosi' kilku łysych osiłków.
A czy transakcję podpisaną niezgodnym podpisem da się zareklamować? Dalece nie zawsze, o czym piszę trochę dalej.
Niedoskonałe zabezpieczenie - PIN
Wypłaty z bankomatów chronione są czterocyfrowym PINem. W podobny sposób od niedawna zaczęły być chronione transakcje sklepowe dokonywanie niektórymi kartami płaskimi (decyzja czy używać PINu czy podpisu zależy od banku). Według stanowiska banków, PIN powinien być całkowicie tajny i znany tylko posiadaczowi karty. Fajnie? Nie do końca. Niestety PIN nie jest tak tajny, jak banki chciałyby to nam wmówić.
Po pierwsze, wiele osób nie jest w stanie tych cyferek pamiętać i w takiej czy innej formie je niestety zapisuje. Inni zmieniają PINy na łatwe do odgadnięcia liczby typu data urodzenia czy końcówka numeru telefonu. Łatwo się oburzać, trudniej coś konkretnego poradzić.
Po drugie, częstokroć PIN można bez większego trudu podejrzeć. Wiele bankomatów ma swoje klawiatury ustawione tak, że posiadając niewielką lornetkę można je obserwować bez trudu z całej okolicy (w tym z wszelkich okien pobliskich budynków, zaparkowanych niedaleko samochodów etc). Ba, nieraz usytuowanie bankomatu wymusza korzystanie z niego z wiszącymi nad głową paroma osobami stojącymi w kolejce do jakiegoś sklepu czy oglądającymi jakąś wystawę. Równie kiepsko wyglądają pod tym względem używane w sklepach PINpady - tu podejrzenie co wpisuje sąsiad z kolejki przy odrobinie (złych) chęci nie stanowi większego problemu.
Po trzecie, klient nie ma specjalnej możliwości sprawdzenia, czy urządzenie z którego korzysta jest 'uczciwe'. Słynna była sprawa bankomatów jednego z dużych polskich banków, do których złodzieje przyczepiali miniaturową kamerę, wyglądającą jak reklama. Na świecie zdarzały się nawet fałszywe bankomaty, przypominające prawdziwe ale zapisujące wprowadzane piny (i zwykle generujace komunikaty o błędach zamiast wypłacania pieniędzy). Nie bardzo też wiem co właściwie robi z wpisanym przeze mnie PINem sklepowy PINpad i jak miałbym sprawdzić jego autentyczność...
Po czwarte wreszcie, PIN to raptem cztery cyfry - do 10.000 możliwości (czasem mniej, nie wszyscy stosują zero). Szansa jego trafienia jest dość mała ale nie zaniedbywalna - zwłaszcza, gdy złodziej zdołał podejrzeć jego część albo się jej domyśla (nie wszystkie PINy są stosowane równie często). Bankomaty powinny przy trzeciej nieudanej próbie zatrzymywać kartę, większość tak działa ale niestety nie wszystkie. PINpady mogą co najwyżej zasugerować zatrzymanie karty, czy tak się stanie zależy od sprzedawcy. Nie będę już szerzej komentował tutaj 'bezpieczeństwa' zapewnianego przez banki, które wykorzystuja PIN karty płatniczej jako hasło do logowania się przez telefon czy internet...
A co najgorsze, potwierdzone PINem transakcje praktycznie nie podlegają reklamacjom! O tym trochę więcej dalej.
Pozorne zabezpieczenie - zdjęcie
Niektóre banki wydają karty, na których jest umieszczone zdjęcie posiadacza. Choć jest to sympatyczne i robi fajne wrażenie, bezpieczeństwa znacząco nie podnosi. Po prostu, sprzedawca nie jest zobowiązany do zwrócenia uwagi na takie zdjęcie - żadne przepisy nie wymagają, by było to zdjęcie posiadacza karty (można przecież wyrobić sobie kartę ze zdjęciem uroczego szympansa, delfina Uma lub praprababci). Oczywiście, niezgodność zdjęcia może zmobilizować sprzedawcę do bardziej uważnej kontroli podpisu, ale na tym jego rola w praktyce się kończy. Przypadki, gdy mężczyzna bez problemów płacił kartą ze zdjęciem kobiety były opisywane wielokrotnie.
Niedoskonałe zabezpieczenie - zastrzeganie
Banki wymagają, by utracona karta została natychmiast zastrzeżona. Brzmi to fajnie: natychmiast po utracie karty należy zadzwonić pod odpowiedni numer lub udać się do banku i kartę zastrzec, od tej chwili nic nam nie grozi. Praktyka wygląda trochę gorzej (choć trzeba przyznać, że i tak zastrzeganie kart działa dużo, dużo lepiej niż zastrzeganie czeków czy dokumentów)...
Po pierwsze, kradzież/zagubienie karty nie musi być zauważona od razu. Jeśli złodziej dyskretnie wyjmie kartę z portfela (choćby pozostawionego w jakiejś szatni czy przebieralni, na biurku albo w hotelowym pokoju) nie naruszając poza tym jego zawartości, posiadacz karty może zorientować się w sytuacji dopiero po dniu lub nawet kilku, gdy będzie chciał swojej karty użyć - a i wtedy nie od razu będzie pewien, że karta została skradziona. Ewentualne zastrzeżenie jest wówczas już dawno spóźnione. Jeszcze gorzej wygląda sprawa kart 'dodatkowych', używanych sporadycznie.
Po drugie, w przypadku zuchwałej kradzieży, sprawa też nie jest prosta. Abstrahując nawet od sytuacji, gdy pobita lub zraniona przez bandytów osoba nie jest zdolna do jakiejkolwiek działalności przez wiele godzin albo i dni, 'łagodniej' okradziony człowiek pozostaje zwykle bez pieniędzy i telefonu gdzieś 'na mieście'. Zanim dotrze do jakiegoś telefonu (z braku pieniędzy automat często nie wchodzi w grę), może upłynąć sporo czasu. Tym bardziej, że zastrzeganie kart nie jest pierwszą sprawą o której się myśli - pilniejsze jest choćby zawiadomienie policji. Co więcej, w takiej sytuacji, trudno pamiętać nieużywany przecież na co dzień numer telefonu służący do zastrzegania kart a także niezbędne do tego dane (choćby numer karty czy takie czy inne hasło dostępowe) - ogromnie zdenerwowany człowiek może mieć problem nawet z przypomnieniem sobie telefonu do domu. Zapisywanie niezbędnych informacji w komórce nic nie pomoże, bo komórkę często tracimy wraz z kartą, podobny los czeka kartki noszone w portfelu. A cały problem potrafi się wielokrotnie skomplikować jeśli kradzież nastąpiła podczas pobytu za granicą...
Po trzecie, karty możemy ... nie stracić. Popularne przestępstwo karciane polega na dyskretnym wykonywaniu kopii paska magnetycznego karty, co pozwala złodziejom wykonać drugą kartę, być może inaczej wyglądającą ale tak samo rozliczaną w oparciu o nasz rachunek. Banki bynajmniej nie uznają od razu swojej odpowiedzialności w takich sytuacjach (niedawno zakończył się precedensowy proces, w którym szczęśliwie sąd przyznał rację klientowi, niemniej jednak stało się to parę lat od kontrowersyjnych transakcji a klient pieniędzy nadal jeszcze nie odzyskał).
Po czwarte wreszcie, wciąż istnieją banki, które ze względu na niewydolność własnych systemów informatycznych albo braki organizacyjne, zastrzegają karty dopiero po wielu godzinach od chwili zastrzeżenia (z ekstremalnym przypadkiem zastrzegania następnego dnia roboczego - co może oznaczać trzy dni przy kradzieży w piątek po południu a jeszcze więcej w okresach świątecznych).
Złudna nadzieja w reklamacjach
Przypisane nam transakcje karciane, których tak naprawdę nie wykonaliśmy, można reklamować. Tu także sprawa wygląda jednak dużo gorzej, niż w bankowych reklamówkach.
Reklamacje oparte o podpis
Fundamentalny problem: większość polskich banków wymaga do uznania reklamacji dostarczenia oryginalnej karty - aby móc porównać podpis złożony na slipie z podpisem jaki znajdował się na karcie! Jeśli kartę straciliśmy, podpis może być najbardziej nieprawdopodobnie niezgodny, reklamacja i tak nie zostanie uznana. Zostaje modlić się by złodziej po wykorzystaniu karty był tak miły i ją nam odesłał (albo próbował używać kartę tak długo, aż wreszcie gdzieś zostanie zatrzymana).
Działając tak, banki powołują się zwykle na regulacje firmy Visa. Drobny problem polega na tym, że regulacje te nie powinny klienta dotyczyć! Służą one do ustalania, czy danej oszukańczej transakcji jest winny sprzedawaca: jeśli uda się odzyskać oryginał karty i stwierdzić różnicę podpisu między slipem a kartą, stanowi to ewidentny dowód, że sprzedawca nie zweryfikował podpisu, jest winny i musi zwrócić pieniądze. W przeciwnym wypadku sprawa powinna być wyjaśniana między bankiem - wystawcą karty, a klientem (zwykle bank powinien porównać podpis ze slipa z wzorcem podpisu klienta, kopią podpisu z karty itp i zależnie od tego zwrócić lub nie pieniądze). Typowy polski bank przerzuca problem na klienta zawsze, gdy nie uda mu się (za pośrednictwem organizacji karcianej) odzyskać pieniędzy od sprzedawcy!
Niekiedy pojawia się pomysł, by wykonać ksero karty i potwierdzić je w banku albo notarialnie. Brzmi to rozsądnie ale ... w niczym nie pomaga. Regulacje firmy VISA takiego postępowania nie przewidują. Niczego nie zmienia też fakt, ze wiele banków wymaga złożenia na karcie podpisu zgodnego z wzorcem składanym w banku.
Nawet, gdy karta zostanie odzyskana, sprawa nie jest oczywista. Uznanie reklamacji bywa często uzależnione od analizy grafologicznej, co zarówno kosztuje, jak zajmuje wiele czasu.
Reklamacje transakcji z PINem
W przypadku transakcji z PINem jest jeszcze gorzej. Większość banków zastrzega w swych regulaminach, że nie ponoszą dla takich transakcji jakiejkolwiek odpowiedzialności. Nawet jeśli do transakcji doszło już po zastrzeżeniu karty!
Oznacza to, że na odzyskanie pieniędzy zrealizowanych przy pomocy transakcji PINowej nie ma szans. Niezależnie od tego, w jaki sposób złodzieje poznali PIN i czy klient był jakkolwiek temu winny.
Niedoskonałe ubezpieczenia
Aby jakoś zapobiec omawianym problemom, część banków oferuje (lub wymusza) ubezpieczanie kart. W takiej sytuacji, straty klienta pokrywa ubezpieczyciel a ewentualne późniejsze wyjaśnienia 'kto jest winny' nie są już dla klienta ważne.
Ubezpieczenia też jednak nie są idealnym panaceum. Oprócz tego, że kosztują - a ich koszty banki przerzucają na klientów - trzeba pamiętać, że wiążą się z nimi rozmaite ograniczenia i wyłączenia. Dotyczą spraw takich, jak:
- ograniczenie czasowe;
- ograniczenie kwoty;
- wyłączenie niektórych typów transakcji (zwłaszcza pinowych).
(przy czym wszystkie te sprawy różnie mogą wyglądać w różnych ubezpieczeniach).
Ograniczenie czasowe ustala moment, od którego obowiązuje ubezpieczenie - zwykle względem momentu zastrzeżenia. Ubezpieczenie 'od chwili zastrzeżenia' jest właściwie nic nie warte. Ubezpieczenie 'na godzinę przed zastrzeżeniem' też niewiele - daje raptem jedną godzinę od utraty karty na jej zastrzeżęnie, co (jak już wyżej pisałem) może być trudne. Ubezpieczenie na 24 lub 48 godzin przed zastrzeżeniem w większości wypadków bywa wystarczające, choć oczywiście absolutnego bezpieczeństwa nie zapewnia.
Ograniczenie kwotowe ma dwie odmiany: ograniczenie łącznej sumy ubezpieczenia i ograniczenie minimalnej wartości transakcji. To pierwsze ustala maksymalną kwotę jaką może wypłacić ubezpieczyciel - jeśli złodziejom uda się wybrać więcej, "nadwyżka" stanowi problem klienta. To drugie z kolei zapewnia wypłatę utraconych środków tylko, jeśli straty przekraczają jakąś kwotę (typu 100 albo 1000 złotych) - co sprawia, że niewielkie straty ponosi klient, jedynie większe ubezpieczyciel.
Ostatnia, bardzo ważna sprawa, to wyłączenie odpowiedzialności ubezpieczyciela za transakcje PINowe. To poważny problem - jak już pisałem, banki też wykluczają swoją odpowiedzialność w takich wypadkach, więc cała strata zostaje na barkach posiadacza karty.
Trzeba też wiedzieć, że - zależnie od banku - ubezpieczenie może działać niemal automatycznie (i być wypłacane za pośrednictwem banku) albo wymagać załatwiania rozmaitych formalności przez samego klienta bezpośrednio z ubezpieczycielem.
Jak poprawić systuację
Poniżej opisuję parę prostych metod na zmniejszenie ryzyka.
Odczepmy kartę od oszczędności i od debetu
Przynajmniej w przypadku karty płaskiej, istnieje bardzo prosty sposób na znaczące obniżenie ryzyka. Wystarczy, by na rachunku do którego jest przywiązana karta, nie było zbyt wielu pieniędzy. W praktyce, na co dzień wystarczy "mieć przy karcie" kilkaset złotych i zasilać ją większą kwotą tylko w razie większych zakupów czy dużych wypłat z bankomatów. Oczywiście aby to w miarę sensownie działało, bank musi dawać jakąś możliwość łatwego przelewania środków między rachunkami (idealnie się do tego nadają banki z dostępem przez internet i telefon).
Chyba najbardziej znaną konfiguracją tego typu jest wielokrotnie opisywany sposób korzystania z mbanku - nie bierzemy karty do rachunku eMaX, właśnie na tym rachunku oszczędzamy i nań przyjmujemy pensję oraz inne wpływy, natomiast kartę mamy do eKonta na którym trzymamy tylko tyle, ile chcemy akurat wydać (czyli zwykle mamy paręset złotych a więcej przelewamy tylko bezpośrednio przed dużymi zakupami). Podobnie można postępować w kilku innych bankach (np. w inteligo tworząc dodatkowy rachunek wykorzystywany podobnie jak mbankowy eMaX a domyślny rachunek wykorzystywać tylko do obsługi karty).
W bankach bardziej tradycyjnych, pokrewny cel (acz z mniejszą dokładnością) uzyskujemy utrzymując oszczędności na lokatach, wydzielonych rachunkach oszczędnościowych itp - zostawiając na rachunku bieżącym spiętym z kartą tylko kwotę przeznaczoną na bieżące wydatki (zwykle już miesięczne).
Jeszcze inny wariant zapewniają stanowiące stosunkową nowość karty przedpłacone, gdzie karta jest w wyraźny sposób "odwiązana" od rachunku bieżącego.
Problem jest zwykle z debetem. Niestety, banki zdradzają jakiś dziwny upór i praktycznie zawsze przypinają debet do rachunku bieżącego. No i trzymanie tam 300 złotych niewiele pomoże, skoro można też wyciągnąć 5.000 złotych debetu. Dlatego, jeśli korzystamy z sporego debetu, bezpieczniej zrezygnować z karty związanej z danym rachunkiem - i np. używać karty innego banku. Inna sprawa, że większość ofert debetowych jest bardzo droga i warto się dwa razy zastanowić, czy naprawdę debet jest nam potrzebny.
Nie używajmy karty wypukłej jeśli jej nie potrzebujemy
Opisane powyżej metody nie działają w pełni dla kart wypukłych - w ich wypadku, wiele transakcji może zostać autoryzowanych mimo braku środków (typowy scenariusz to dużo zakupów na małe kwoty). Następnie bank rozlicza transakcje i pobiera środki z konta a jeśli ich brakuje - tworzy "nielegalny debet", za który nieraz pobiera dodatkową karę i szczególnie wysokie odsetki. Niemal wyłącznie kart wypukłych dotyczy też problem użycia 'naszego' numeru karty przy zakupach w internecie (a trzeba pamiętać, że może do nich posłużyć komuś także numer karty znaleziony na wyrzuconym slipie, choćby właściciel nigdy w życiu nie widział komputera).
Dlatego uważam, że:
- należy się dobrze zastanowić, czy na pewno karta wypukła jest nam potrzebna - a na pewno nie brać jej tylko dlatego, że bank zgodził się ją nam przyznać,
- jeśli już takiej karty potrzebujemy, korzystać z kart kredytowych wydawanych przez inny bank, niż ten, w którym oszczędzamy (zawsze trochę lepiej gdy bank domaga się od nas zwrotu pieniędzy niż gdy bez pytania konfiskuje nasze oszczędności) - i koniecznie objętych jakimś ubezpieczeniem.
W szczególności, absolutnym nonsensem jest branie MasterCarda czy Visy Classic tylko po to, by wypłacać na te karty z bankomatu.
Zainteresujmy się limitami
Wykorzystywane karty są objęte różnego typu limitami, takimi choćby jak dzienne czy tygodniowe ograniczenia na sumę środków pobranych przy pomocy karty (zwykle w podziale na wypłaty z bankomatu i transakcje sklepowe) albo limity wysokości dopuszczalnego zadłużenia (dotyczy zwłaszcza kart kredytowych, zwykle zliczane w skali miesiąca).
Warto się zainteresować, jakie limity stosuje nasz bank (także po to, by np. nie zdziwić się niemiło przy czwartej danego dnia próbie wyjęcia pieniędzy z bankomatu). Ale przede wszystkim ... trzeba sprawdzić, czy limity w ogóle są sprawdzane (a raczej w jaki sposób się to odbywa).
Istnieją banki, w których transakcja 'przekraczająca' limit się udaje (nie jest odrzucana), jedynie gdy bank po paru dniach ją rozliczy, wszczyna takie czy inne działania przeciwko klientowi uważając, że używa on karty w sposób nieregulaminowy. Chyba najbardziej znane przypadki tego typu to karty kredytowe paru banków, w których wypadku można znacznie przekraczyć limit zadłużenia (odpowiednie transakcje się udają), za to po rozliczeniu transakcji bank nalicza (nieraz słoną) karę i zaczyna liczyć karne odsetki.
Z punktu widzenia bezpieczeństwa jest to ważna sprawa: warto wiedzieć, czy (np.) stwierdzenie banku, że karta ma limit 3000 złotych dziennie faktycznie określa maksymalne ryzyko w razie utraty karty - czy jedynie oznacza, że w razie przekroczenia przez złodzieja tej kwoty bank dodatkowo naliczy nam karne opłaty i specjalne odsetki, nie odrzucając transakcji. Ja zdecydowanie wolę ten pierwszy przypadek.
Nie używajmy parunastu kart
Fakt, że karty płatnicze można otrzymać coraz łatwiej (i coraz taniej), w połączeniu z pewnym dość dziwnym szpanem, owocuje czasem osobami, które noszą w portfelu po kilkanaście kart płatniczych. Jest to oczywisty nonsens. O ile uważam, że może być warto mieć 2, czasem 3 karty różnych banków, o tyle więcej naprawdę rzadko da się uzasadnić.
Dlatego zaczynając używać nowej karty warto się zastanowić, która ze starych jest już zbyteczna - i zrezygnować z niej. A jeśli decyzja wzięcia nowej karty po przemyśleniu okazuje się nietrafiona - zawsze można karty nie odebrać lub nie aktywować.
Karta tylko do bankomatu
Niektóre banki pozwalają (w przypadku kart płaskich) na całkowite zablokowanie transakcji sklepowych (czy też na przydzielenie dla takich transakcji limitu zero - co, jeśli limit jest sprawdzany, na to samo wychodzi).
Jeżeli karta ma służyć wyłącznie do wypłat z bankomatu, warto z tej możliwości skorzystać.
Minimum ostrożności
Parę zasad minimalnej 'higieny' przy używaniu karty:
- w miejscach, które wydają się nam w jakiś sposób podejrzane, lepiej kartą nie płacić;
- wprowadzając gdziekolwiek PIN należy na ile to możliwe utrudnić jego podejrzenie przez kogoś innego (osłonić klawiaturkę drugą ręką czy portfelem, wykonać dodatkowe ruchy palcami 'w powietrzu');
- dając kartę sprzedawcy czy kelnerowi należy w miarę możliwości 'mieć kartę na oku' (a na pewno nie zgadzać się na jej wynoszenie na zaplecze);
- realizując transakcje 'na podpis' warto przeczytać co się podpisuje (weryfikując kwotę) a także skreślić rubrykę 'napiwek' jeśli napiwku nie płacimy;
- 'slipy' wydawane przy płaceniu w sklepie a także kwitki z bankomatów należy zabierać ze sobą (a gdy nie są już potrzebne, niszczyć) - szczególnie, jeśli 'kwitek' zawiera numer karty;
- idąc na plażę, basen czy siłownię karty lepiej zostawić w domu.
Podsumowanie
Przy aktualnym stanie polskiego prawa, wykorzystywanie karty płatniczej wiąże się z poważnym ryzykiem. Warto to ryzyko minimalizować, zwłaszcza gdy nie kosztuje to zbyt wiele. No i ... warto sygnalizować bankom zainteresowanie tymi sprawami, domagać się od nich korzystniejszych uregulowań i "głosować nogami" czyli wybierać najbezpieczniejsze oferty.