Dzieciaki wywaliły niechcący szufladę z biurka. Nic istotnego się nie stało, ale wystraszyli się. Natychmiast zaczęła się kłótnia czyja wina, potem przeszła w bójkę. Gdy poszedłem ich rozdzielić, lawina To przez niego, bo On… i To przez nią, Ona… spadła na mnie. Żadna nowość, kto ma dwójkę lub więcej dzieci, dobrze to zna.
Dzieci.
Popatrzmy, jak telewizja czy gazety relacjonują tragiczne, czy choćby przykre wydarzenia. Powódź, pożar, wypadek, wojna, dziecko ginące po upadku z okna, masowe zatrucie – ale też korki i inne problemy komunikacyjne, niepowodzenia sportowców, niekorzystne trendy gospodarcze. Znaczącą część relacji zawsze stanowi poszukiwanie winnych. Urzędników którzy zaniedbali konserwację wałów, niechlujnych robotników, wariacko jeżdżących kierowców, lekkomyślnych rodziców, brudasów, PRLowskich działaczy i trenerów, oszukańczych hurtowników, bezdusznych kapitalistów. Lubimy o tym słuchać, jest tego dużo. Równie dużo w potocznych rozmowach, gdzie w razie braku faktycznych winnych, zawsze można potropić liberałów, kapitalistów, komunistów, polityków, księży, Żydów, Cyganów, Niemców, znieprawione młode pokolenie, czy jaką tam fobię akurat ktoś ma.
Za to krótko i mało o pomocy, naprawianiu szkód, wsparciu poszkodowanych, możliwej do wykonania pracy.
Ma to zamiłowanie do gniewu i zemsty swoje uzasadnienia w naszej historii jako gatunku, ale dziś najczęściej jest czysto destrukcyjne. Siły, środki, nawet emocje zaangażowane w polowanie na winnych są po prostu tracone. Naprawdę pomoże w czymkolwiek ustalenie, czy dziecka nie dopilnowała mama, tata, siostra czy babcia? Jaki urzędnik miał w swych kompetencjach przegląd wałów? Który z zabitych kierowców wymusił pierwszeństwo? Które dziecko zbiło szklankę? Czy obraźliwe słowo pierwszy rzucił mąż, czy żona?
Tracone emocje? Tak, mają one znaczenie. To wzruszenie, współczucie, nawet obawa czy irytacja mogą ruszyć nas z fotela i zachęcić do zrobienia czegoś. Od dania 5 złotych, przez zgłoszenie drogowcom zniszczonego znaku, po zorganizowanie, czy choćby udział, w jakiejś lokalnej społeczności.
Co gorsza – polowanie trwa, a szuflada leży na podłodze. Ktoś traci stanowisko, płaci grzywnę, idzie do więzienia, zostaje wyklęty z lokalnej społeczności albo po prostu ośmieszony przez dziennikarkę – i czujemy się spełnieni, sprawa zakończona. Obecność winnego wyzwala z poczucia solidarności. Niech On płaci!
Zamknę uwagą wychowawczą. Trudno mi to przychodzi, ale staram się nie szukać winnych szkód czy konfliktów, a przynajmniej nie występować w roli sędziego (dyskretnie zauważyć, które ma jakiś problem, warto i trzeba). Publiczne potępienie dziecka ma efekt dokładnie odwrotny do zamierzonego, chłopak, który na okrągło słyszy o tym, że bije siostrę, będzie ją bił jeszcze więcej.
W drugą stronę moc słowa też działa, pochwała na wyrost (oczywiście rozsądna, a nie absurdalna), potrafi czynić cuda. No, ale to już temat na jakiś inny artykuł.