Głupie pytanie. Gdzieś trzeba zarabiać!
To naturalna odpowiedź, ale brzmi w niej fałszywa nuta.
W mojej pierwszej pracy przez co najmniej rok właściwie nie interesowałem się, ile zarabiam. Dużo bardziej zajmujące było co i z kim robię. Później kiepskie zarobki zaczęły trochę ciążyć ale byłem na tyle przywiązany do zespołu i na tyle zaabsorbowany realizowanymi projektami, że odszedłem dopiero, gdy firma w szale reorganizacji rozbiła jedno i drugie.
Dziś już na tak altruistyczne podejście stać by mnie nie było. Jogurty i bułki, książeczki i ubranka, dach, prąd i woda oraz cała reszta rzeczy niezbędnych do funkcjonowania rodziny - swoje kosztują (plus VAT). Ale to wcale jeszcze nie oznacza sprowadzenia całej motywacji do brzęczącej monety.
Jeszcze dalej idzie historia Rona Avitzura. Albo - mniej spektakularne ale liczne - przypadki ludzi kontynuujących jako open-source projekty ubite przez biznes.
Potrzeby
Trafiłem wczoraj na ten artykuł. Przykuł moją uwagę, bo twardymi liczbami potwierdza moje intuicyjne przekonanie - zdecydowana większość ludzi zaczyna pracę z entuzjazmem i zapałem, który następnie tracą w zderzeniu z firmową rzeczywistością; bardziej niż o motywowaniu należałoby myśleć o tym, jak motywacji nie pozbawiać.
Autorzy nazwali parę mechanizmów demotywowania pracowników (warto się zastanowić choćby nad proporcjami między wyrazami uznania a krytyką), dołożyli zbiór wartościowych sugestii ale mi spodobało się co innego - próba nazwania kluczowych oczekiwań, jakie ludzie mają w stosunku do swoich firm:
-
sprawiedliwość: być godziwie traktowanym pod względem płacy, przywilejów i stabilności pracy,
-
dokonania: być dumnym ze swojej pracy, osiągnięć i pracodawcy,
-
koleżeństwo: mieć dobre, produktywne stosunki z współpracownikami.
To oczywiście nie jest żadne odkrycie, ale ładnie definiuje osie na wykresie, pokazując kluczowe potrzeby.
Pole manewru
Także z powyższego artykułu pochodzi teza, że żaden z powyższych obszarów nie może zastąpić pozostałych. Do pełnego, mocnego zaangażowania potrzebne są wszystkie trzy. Wyrazami uznania nie da się spłacić kredytu, a nawet świetnie opłacanego pracownika doprowadzi do frustracji praca w toksycznym zespole.
Wyżej pisałem o pracy za kiepskie wynagrodzenie albo wręcz za darmo. Ale to inaczej wygląda, gdy jest czyjąś dobrowolną decyzją, a zgoła inaczej, gdy firma programowo zakłada oszczędzanie na pracownikach. Hasła o szansach rozwoju i ciekawych wyzwaniach bywają bardzo nieszczere.
Więcej możliwości jest w ramach poszczególnych obszarów. Słabsze zarobki może zrekompensować służbowe mieszkanie czy samochód. Mało spektakularny projekt może zmienić się w fascynujący dzięki użyciu interesujących, rozwojowych narzędzi. Do polepszania stosunków międzyludzkich nie są niezbędne quady w Bieszczadach, wystarczy sprokurowanie okazji do dobrych rozmów.
Komunikacja
Jedną z porad z artykułu zdecydowałem się częściowo przetłumaczyć:
Przekazywanie informacji tylko do osób, które "muszą wiedzieć" jest jedną z najbardziej antyproduktywnych reguł w biznesie.(...)
Frustracja pracowników wynikająca z niedostatecznej komunikacji jest bardzo wyraźnie widoczna w wynikach naszych badań. Aby ludzie mogli dobrze wykonywać swoją pracę, czuli się szanowani i włączeni w firmę, nie powinni napotykać na ograniczenia w przepływie informacji.
Widziałem to w formie szczegółowego zabezpieczania dostępu do kodu, dyskusji i dokumentów, z drobiazgowym planowaniem co komu wolno. Bardzo skutecznie kształtuje postawę robię co muszę i się nie wychylam i odbiera poczucie współodpowiedzialności za firmę. Widziałem też projekty do ostatka rozwijane na własnym laptopie ze względu na rywalizacje kompetencyjne czy konfrontacyjną atmosferę dyskusji. Mało który powstał.
Łowcy głów
Od czasu do czasu zdarza mi się dostać maila lub telefon od headhuntera.
Duża firma, której nazwy nie zdradzę, szuka do bardzo ciekawego projektu, którego tematu nie zdradzę, pracowników umiejących to, to i to. Możliwego wynagrodzenia nie zdradzę także. CV proszę wysłać tu a tu.
Oczywiście innymi słowy, ale z grubsza tyle informacji da się wyciągnąć. Czasem, po dłuższej dyskusji, w zaufaniu - nazwę firmy.
Zastanawiałem się zawsze, w jaki sposób tego typu polowanie może znaleźć wartościowych pracowników. Nie wiem ile płacą (a oprócz bezpośredniej wartości materialnej pieniądze dają też informację o pozycji danego stanowiska w firmie). Nie wiem jakie są cele, co miałbym przed sobą stawiać, do czego dążyć. Nie wiem z kim i w jakiej kulturze miałbym współpracować. Podsumowując - nie dostaję nawet śladu argumentu za tym, że nowa praca zaspakajałaby którąkolwiek z trzech kluczowych potrzeb.
W takiej sytuacji jedyny argument za wysłaniem CV to bycie bezrobotnym albo istotne problemy w aktualnej firmie. Ale osoby w takiej sytuacji same aktywnie przeglądają ogłoszenia, nie trzeba ich szukać...
Firmy rekrutacyjne funkcjonują, więc jakiś sens w tym wszystkim musi być. Ale ja nie rozumiem.
Wierność
W prezentacji o kulturze Netfliksa moje wątpliwości wzbudził wątek dotyczący zarobków. Konieczność płacenia więcej, niż płaci konkurencja.
Nie bardzo umiem sobie wyobrazić sytuację, w której robiłbym pasjonujące rzeczy, współpracował w fajnym zespole i - dał się skusić do odejścia pensją o 10-20% wyższą. W okresie opisywanym na początku artykułu ignorowałem możliwości lepsze o 100%.
Za to brak satysfakcji z pracy czy psucie się stosunków w firmie bardzo zachęcają do przeglądania ofert.
Ideałów nie ma
Perfekcyjnych organizacji zapewne nie ma. Startupy często oferują ciekawe wyzwania i fajną atmosferę, ale miewają kłopoty z pieniędzmi. Korporacje potrafią godziwie płacić za chodzenie w zbiurokratyzowanym kieracie. Moja firma - jak wiele innych - jest gdzieś pomiędzy.
Ciekawym ale bardzo trudnym momentem jest wzrost - przesuwanie się po osi od startupu do korporacji. Jak zachować dobrą atmosferę, utrzymać kreatywność, pozostawić satysfakcję z pracy gdy pojawiają się hierarchie służbowe, coraz więcej jest nudnych ale koniecznych zadań, narastają rozmaite formalizmy?
Recept jak zwykle nie będzie, za to podrzucę do przemyślenia stary artykuł Paula Grahama. Niektóre wnioski są dość utopijne (zresztą, wizję pracy opartej głównie na pasji autor ostatnio nieco zweryfikował) ale prezentowany kontrast między startupami czy projektami open source a korporacjami owocuje masą ciekawych obserwacji.