Na jeden z zeszłorocznych wyjazdów zabrałem, dość przypadkowo zresztą (głównie ze względu na niewielki rozmiar), książeczkę Pawła Jasienicy Rozważania o wojnie domowej. Nie będę tutaj ani jej recenzował, ani rozpisywał się o ciemnych stronach Rewolucji Francuskiej, chciałbym natomiast wynotować dwa cytaty z szerszych rozważań autora, które wydają mi się warte zastanowienia. A może raczej – regularnego zastanawiania.
Szukanie ideału
Pojęcie konieczności dziejowej otwiera niekiedy drogę do groźnego absurdu. Ciągle czai się między ludźmi pokusa ostatecznego uporządkowania świata wynikła z przekonania, że dotychczasowa historia była właściwie omyłką. Niewiele krajów potrafiło się zabezpieczyć przed przywódcami nie żywiącymi wątpliwości, że prawidłowa historia zacznie się dopiero od nich.
Konieczność polega właściwie na nieustannej naprawie, bo porządku idealnego nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Jedynym dorobkiem narodów jest to tylko, co wytworzyła ich własna, indywidualna i zbiorowa przeszłość. To ona dopracowała się w przeciągu wieków wartości bardzo nieraz względnych, lecz takich, którym ludzie są gotowi dochować wierności dozgonnej. Doświadczenie zaleca ostrożność. Nie tylko dlatego, że nadmiar reformatorskiej romantyki pobudza operowanych do oporu, też niekiedy absurdalnego. Dlatego również, że nie liczący się z niczym karczunek owych wartości upadla człowieka.
Jasienica pisał o rewolucjonistach wykorzeniających chrześcijaństwo ale jakież to znajome. Jakże kuszące jest „budowanie od nowa” a nudne i niewystarczające „poprawianie trochę”. Jak łatwo krytykując niedostatki lekceważyć wartość tego, co już mamy, a wpatrując się w świetlany cel, lekceważyć konsekwencje drogi do niego.
Nie tylko w dużej polityce.
Nawroty barbarzyństwa
Próżno przeczyć aż za dobrze stwierdzonym faktom: nawroty barbarzyństwa, działanie wbrew dorobkowi kultury są możliwe.
Szyderstwa mało pomogą, nihilizm pewnie jeszcze mniej. Wydaje się, że ratunek przed regresami polega na zabiegu z pozoru prostym, lecz jakże trudnym do urzeczywistnienia: porządek polityczny powinien zabezpieczać społeczeństwa przed ludźmi, którzy za dużo wiedzą na pewno.
Przekonanie, że się posiadło absolutną prawdę, pokusa wyregulowania raz na zawsze zgrzytliwego mechanizmu historii musi skłaniać do sięgania po środki skrajnie radykalne, rozgrzeszać z ich użycia. Pełna, niczym nie ograniczona władza jest głównym warunkiem do spełnienia celu. Kto ją raz zdobył, temu już łatwo zdecydować się na niezbędną, w przekonaniu posiadacza prawdy, operację usunięcia wszystkiego, co zawadza zbawiennej, wszystko wyjaśniającej, niezawodnej ideologii. Oczyszczenie pola polegać musi przede wszystkim na unieszkodliwieniu ludzi nieprzekonanych lub podejrzanych o skłonność do dziedziczenia niewłaściwego bagażu. Tak oto w czasie nieraz zastraszająco krótkim przemierza się w tył drogę stuleci, powraca do przebranej w bardziej nowoczesny kostium postawy Szymona de de Monfort. Różnica polega na tym, że średniowieczny baron uważał zapewne swe postępowanie za rzecz zwyczajną, powszednią. Jego duchowi spadkobiercy skłonni są głosić teorię stanu wyjątkowego. Nawet Himmler w ten właśnie sposób umacniał na duchu wykonawców programu oczyszczenia Europy z „mniej wartościowych elementów”. Trzeba z zaciśniętymi zębami przejść przez to, ofiarnie dokonać operacji otwierającej przyszłym pokoleniom wrota błogostanu! Historia poucza jednak, że żaden z tych na krótką rzekomo metę obliczonych stanów wyjątkowych samoczynnie się jakoś nie zakończył.
Warto sobie przypomnieć, gdy/jeśli ktoś denerwuje się demokratycznymi klinczami rożnych władz, koniecznością budowy konsensusu, wynikającą z tego nieefektywnością.
I trzeba, niestety, być zaniepokojonym. Bo tu i teraz tendencja wydaje się narastać. I w Polsce – niezależnie od tego czy celem jest „nowoczesna europejskość” a przeszkadzają „niewykształceni i moherowe babcie”, czy odwrotnie, zdążamy ku narodowo-chrześcijańskiemu patriotyzmowi a opór stawiają „lemingi i członkowie układu” – i dalej, gdzie wszelakie proste recepty stają się coraz popularniejsze.