Celem projektu jest ....., tak aby ..... uwzględniając, że .....
Uczyli mnie tego na jakimś pradawnym kursie, jeszcze w latach 90-ych. Miało być krótko (wraz z rozwinięciem najwyżej pół strony) i konkretnie. Główny cel, kilka celów pomocniczych, najważniejsze uwarunkowania.
Celem projektu jest budowa webowego interfejsu dla sklepu, tak aby klienci mogli efektywnie wyszukiwać i zamawiać towary przez internet, uwzględniając konieczność integracji z istniejącym systemem magazynowym.
Celem prac jest wybór i wdrożenie platformy wiki dla zespołu, tak, aby możliwe było zbiorowe tworzenie roboczych dokumentacji projektowych i dokumentowanie infrastruktury firmy, uwzględniając konieczność autoryzacji w firmowym LDAP, potrzebę ograniczania dostępu do wybranych artykułów oraz możliwość eksportu artykułów do OpenOffice.
Itp.
Konstrukcja gramatyczna trochę nieporęczna (w praktyce pisuję raczej kilka akapitów a nie pojedyncze zdanie) ale schemat jako taki ogromnie mi się przydaje. Czy chodzi o wprowadzenie do większej specyfikacji, czy o szarą notatkę z opisem jakiejś zmiany, zaczynanie dokumentu w ten sposób pomaga uporządkować myśli przy pisaniu - i bardzo ułatwia wprowadzenie czytelnika w temat.
O co walczymy, dokąd zmierzamy
No, ale najważniejszym efektem jest postawienie pytania o cel. Po co w ogóle robimy ten projekt czy te zmiany, co chcemy uzyskać, czemu ma służyć?
Tak, to dzisiaj truizm. Tak, mamy zarządzanie oparte o cele, cele a nie środki staramy się harmonogramować, celom przypisujemy kamienie milowe, staramy się definiować cele nawet na poziomie misji całych przedsiębiorstw...
Zerkam sobie na informacje o zmianach w popularnych serwisach internetowych, aplikacjach czy nawet systemach operacyjnych. Masa, masa zmian, w których tego podstawowego sensu najzwyczajniej nie widać. Tu zreorganizowali główną stronę, zmienili kolorystykę i namieszali w menu, tam dodali pięć egzotycznych funkcji, ówdzie powymieniali jakieś wewnętrzne API... Nawet autorzy komunikatów marketingowych miewają problemy z opisaniem, co się zmieniło.
Bo nieraz jedynym wyraźnym celem jest narobienie szumu i wrażenia ruchu.
To robienie szumu działa skutecznie. Spragnieni tematów dziennikarze i blogerzy podchwytują niemal każdego newsa, nazwa się przewija, linki pojawiają, im więcej szumu tym większa szansa złapania nowych klientów. Ale wydaje mi się to mieć głównie takie - akwizycyjne - znaczenie. Gdy już z czegoś korzystam, zmiany - o ile nie są powiązane z jasnym przekazem celu ich wprowadzenia - bardziej niepokoją niż cieszą.
Wewnątrz
Jasny główny cel jest w końcu ważny wewnątrz, pomaga ustalać co kluczowe, co pomocnicze, a co zbędne, daje motywację do pracy. Szczerze nie cierpię projektów typu zrobić nowy serwis, nowy framework czy nowe API, gdzie celem jest nowość. Lubię budować rzeczy dostarczające czegoś konkretnego. I chyba nie tylko ja tak patrzę.
Smakowitego komentarza z ostatnich dni dostarcza sprawa emaila od prezes Yahoo, żalącej się iż pracownicy czekają nie wiadomo na co zamiast się ruszyć i działać. Idealnie skomentował to anonimowy pracownik: aby się ruszyć, trzeba wiedzieć, w jakim kierunku.
Poza informatyką
Marzenie niepoprawnego optymisty: a gdyby tak piszący ustawę czy wydający rozporządzenia musieli dodać do nich informację o celu?
I gdyby po roku czy dwóch weryfikować, na ile ów cel został osiągnięty - i jeśli nie, wycofywać nieudane zmiany?
Dobrze, już wracam na ziemię.
Dygresja
Rzecz bez większego związku z głównym tematem artykułu, ale też o cel chodzi. Trafiłem wreszcie na przemawiające do mnie wyjaśnienie sensu mikroblogów, w zaskakującym zresztą miejscu - na blogu Bruce Eckela. A napisał on tak (pozwalam sobie na dość luźne tłumaczenie, oryginał tutaj):
Twitter? O co tu chodzi? Nie widziałem jeszcze tweet-a, który zachęciłby mnie do uczestnictwa. Sami właściciele nie wiedzą, o co im chodzi, jedyne co z czym potrafią wyjść to "Co teraz robisz?". Owszem, było tych kilka (celebrowanych) przypadków, gdy odpowiedzią było "jestem aresztowany przez reżimową policję, ratunku!". Ale zdecydowana większość wypowiedzi jest nudna i nijaka. Po co Ci ludzie to robią?
Moja odpowiedź: (...) Twitter pozwala ludziom czuć związek z innymi. Tweet-y są pozbawione treści, bo nie o treść w nich chodzi, a o poczucie więzi, o świadomość, że gdzieś są jacyś ludzie, dla których jest się interesującym, choćby w najmniejszym stopniu. Zredefiniowałbym cel Twittera jako "Poczuj, że nie jesteś sam."
Cel notatnika
Już niemal publikując tę notkę zastanowiłem się - a po co to robię? W jakim celu zarywam wieczory, podpadając niekiedy żonie? Po co ten blog?
Myślałem o tym już nieraz, ale nie próbowałem tego zapisać.
Mam kilka celów osobistych, od rozwijania umiejętności pisania i gromadzenia informacji, przez porządkowanie myśli, po zbudowanie sobie jakiejś minimalnej marki w sieci. Zależy mi na promowaniu rzeczy, które sam cenię, od Linuksa po FICS, od Mercuriala po Linode, od Pythona po rozsądek w organizacji projektów. Szukam informacji - i jestem bardzo wdzięczny za komentarze uzupełniające artykuły czy wskazujące pomyłki. Zaspakajam swoją pasję pisania. Zyskuję pewne poczucie wolności.
Ale też, w jakiejś mierze, szukam potwierdzenia, że nie jestem sam - choć w innym niż u Eckela sensie. Że są ludzie, dla których informatyka jest pasją, a nie tylko rzemiosłem. Że ktoś poza mną ceni narzędzia które cenię ja. Że kogoś jeszcze męczą te same problemy.
Dalekie od wzorcowej formułki. Celem Notatnika jest publikowanie wartościowych tekstów technicznych, tak aby zaspokoić własną potrzebę pisania, dostarczyć innym wartościowej lektury i promować cenione przeze mnie produkty i narzędzia, uwzględniając techniczne wymagania blogosfery. Hmm. Nie, jeszcze nie brzmi dobrze.