Rzucił mi się znowu w oczy jakiś billboard reklamujący PZU – z nami bezpieczniej, z myślą o Twoim bezpieczeństwie, czy jakoś podobnie. Plus aluzja do śmierci na drodze.
Przyjmuję zwykle takie reklamy dość bezmyślnie, ale zacząłem się trochę zastanawiać. Właściwie – w jakim sensie bezpieczniej? Polisa ubezpieczeniowa ochroni mnie przed zderzeniem z drzewem? Doda mi refleksu przy omijaniu wymuszającego pierwszeństwo? Sprawi, że nie zasnę za kierownicą?
W rzeczywistości jest przecież dokładnie odwrotnie. Ubezpieczenia komunikacyjne zdejmują z kierowców sporą część poczucia odpowiedzialności, rozbicie samochodu staje się dzięki nim drobną niedogodnością, a nie potężnym ciosem finansowym. Szczególnie wyraźne jest to w przypadku samochodów służbowych – po rozwaleniu auta, kierowca bierze z parku drugie i nie musi nawet czekać na zakończenie remontu, czy kupienie nowej maszyny.
No i dzięki ubezpieczeniom spotykam na drodze wiele osób, które bez nich jechałyby dużo ostrożniej albo … nie jechały w ogóle, zajęte spłacaniem kosztów wcześniejszego wypadku i zbieraniem na następny samochód. A jest jeszcze sprawa kolizji celowo prowokowanych – właśnie w celu uzyskania odszkodowania. W sumie: bezpieczniej mają nieodpowiedzialni, ryzykancko jeżdżący kierowcy.
Uważam, że kierowca powodujący wypadek, powinien ponieść jakąś część jego kosztów. Może niekoniecznie całość - ale chociaż 10–20%. Zwłaszcza kosztów odszkodowania. Aha – kierowca, nie właściciel samochodu!
Motyw bezpieczeństwa ubezpieczeń nie dotyczy tylko komunikacji. Wysokie ubezpieczenia na wypadek śmierci zawierają nieraz osoby nie posiadające żadnej rodziny. Po co? Aby wzbogacić jakiegoś nieznanego dalekiego krewnego (albo państwo)? Machina marketingowa wtłacza do głów przekonanie, że z polisą w kieszeni niebezpieczeństwo śmierci maleje.
Jak często działa marketing? Weź najbardziej niewygodną prawdę, zaneguj ją i reklamuj się w ten sposób. Dlatego linie lotnicze opowiadają o wygodzie w samolocie, producenci programów komputerowych o ich intuicyjności i łatwości używania, koncerny motoryzacyjne o odporności na zderzenia, supermarkety o naturalnej żywności.
Warto to sobie czasem – choćby gapiąc się na billboard – uświadomić.