Słucham sobie politycznych debat o wieku emerytalnym i zmysł polemiczny mi się włącza. Tedy, z pozycji felietonisty…
Prawa nabyte
Nie przesadzałbym z dogmatem praw nabytych. Osoby, które zbliżają się obecnie do wieku emerytalnego, zaczynały swoją pracę zawodową w latach 70-ych XX wieku. Obiecywano im wtedy nie tylko wczesną emeryturę ale też - na przykład - dożywotnią przyjaźń ze Związkiem Radzieckim, coroczne darmowe wczasy albo centralną regulację cen. Z pozytywniejszej (i bliższej tematowi) strony, sporo krótsza była średnia długość życia – i pytanie emerytalne brzmi inaczej, gdy zamiast w jakim wieku przejdziesz na emeryturę postawimy problem ile lat masz szansę na emeryturze przeżyć.
Utrata praw nie jest zresztą niczym nowym, by przypomnieć choćby sprawy książeczek mieszkaniowych czy przedpłat na samochody.
Głosowanie
Pomysły, byśmy masowo przegłosowali, na jaki wiek emerytalny nas stać przypominają anegdotę o amerykańskim stanie, w którym uchwalono, że π = 3 (nie mam pojęcia, czy to prawda, ale brzmi uroczo).
Uważam się za człowieka oczytanego, sprawnie obracającego liczbami i zdolnego do analitycznego myślenia, a nie czuję się na siłach przeprowadzić tu jakiejś wiarygodnej długoterminowej analizy, na co dokładnie nas stać.
Przedłużanie wykresów
Zabawy w ekstrapolowanie wykresów kresek demograficznych i opowiadanie, co będzie w roku (powiedzmy) 2040, wydają mi się czystym absurdem. Do tego czasu mogą się wydarzyć gwałtowne zmiany ustrojowe, przewroty polityczne, gruntowne zmiany obyczajowe, gwałtowne migracje, nawet (daj Boże, by nie) wojny. Niemal na pewno czekają nas przewroty technologiczne i medyczne. Ilekroć słyszę tego typu rachunki i plany, wyobrażam sobie wicepremiera Gorywodę przy pomocy komputera Odra planującego rozwój socjalizmu po roku 2000.
Czarny łabądź powinien być obowiązkową lekturą…
Emerytalny pomysł, którego jakoś nikt nie rzuca
Narzuca mi się pomysł, którego w obecnej debacie jakoś nie spotkałem.
Stać nas, by czterech pracujących utrzymywało jednego emeryta? Pozwólmy przejść na emeryturę 1/5 dorosłych Polaków, tych w danym momencie najstarszych (z aktualizowaniem listy uprawnionych np. co kwartał). Taki system oczywiście nie jest idealny ale przynajmniej samoczynnie się reguluje zależnie od aktualnej demografii i nie oczekuje od nikogo wiarygodnego planowania finansów w perspektywie długich dziesięcioleci.