W zeszłym tygodniu przez polską sieć przeszły najpierw liczne a pełne nadziei zapowiedzi dotyczące nadchodzących ebooków empiku, później uśmieszki dotyczące trwającej całą dobę modernizacji a na koniec jeszcze liczniejsze głosy głębokiego rozczarowania ofertą.
Ja się wpiszę w te ostatnie nieco nietypowo, prezentując parę ekranów z serwisu podrzuconego mi przez znajomego (dzięki, Michał).
Litres
Serwis nazywa się litres.ru i sprzedaje ebooki i audiobooki po rosyjsku.
Tyle kosztuje typowa starsza książka:
1 rubel to ok. 10-11 groszy czyli powyższa klasyka fantastyki jest dostępna za niespełna 2 zł. Nowe książki kosztują nieco więcej, typowe ceny są rzędu 50 rubli.
A w takiej formie dostępne są zakupione pozycje:
Do wyboru, do koloru. Bez żadnego DRM, w dowolnym formacie jaki tylko komu przejdzie przez myśl. Książki - na ile je przejrzałem - przyzwoicie sformatowane, z działającymi spisami treści, bez błędów edycyjnych.
Dlaczego nie lubię DRM
Czemu nie lubię DRM? Wystarczyłoby może stwierdzić, że jako użytkownik Linuksa jestem tutaj po prostu wykluczony - Adobe Digital Editions przez cztery lata nie doczekało się Linuksowej wersji i nie wygląda na to, by miało się to zmienić - ale problem jest głębszy.
Adobe się powtarza, patrz historia Flasha pod Linuksem.
Utwory literackie chciałbym zachować na długie lata. Mam na półkach wiele książek, które kupiłem ponad dwadzieścia lat temu a nawet trochę - odstąpionych przez ojca - wydań z lat 1970-1980. Do wielu z nich ciągle sięgam, nie mówiąc o tym, że sięga po nie także żona a powoli zaczynają robić to dzieci.
DRM oznacza ścisłe związanie zakupów z technologiami, którym daję co najwyżej kilkuletni żywot. Formaty plików, charakterystyka techniczna czytników, protokoły, oprogramowanie - wszystko to będzie jeszcze ewoluować, firmy będą powstawać i plajtować, rynek czeka niejedna rewolucja. Książki w otwartych formatach będzie można w odpowiednich momentach konwertować, przenosić na nowe urządzenia, adaptować. Kolekcja zabezpieczona DRM za parę lat może przypominać dzisiejszy zbiór czarnych płyt gramofonowych.
Jest też aspekt praktyczny. Od czasu do czasu książkę mogę musieć poprawić (np. sprawa poprawiania fontu wymagana by mój czytnik poprawnie obsługiwał polskie znaki), kiedy indziej mogę chcieć z niej korzystać nie tylko na czytniku ale i na pececie (używanie jako referencji, wynotowywanie cytatów, uwzględnianie w wyszukiwaniu) a nawet telefonie (awaryjny czytnik).
Można oczywiście brać pod uwagę łamanie tych zabezpieczeń ale ... jeśli już się na to decyduję, to czemużby po prostu nie ściągnąć pirackiej wersji? Tak czy siak wychodzę poza granicę prawa.
Mój osobisty apel do Empiku, Kolportera i reszty
Próbuję zrozumieć opory przed wypuszczaniem nowości bez zabezpieczeń czy w relatywnie niskiej cenie. Wydaje mi się to beznadziejne (dla niejednej książki łatwiej znaleźć przy pomocy Google piracką kopię niż możliwość legalnego zakupu) ale niech tam.
Ale może chociaż stare książki można by sprzedawać za parę złotych i bez zabezpieczeń? Niechby chociaż te sprzed dziesięciu i więcej lat, te które i tak - w formie skanów - do dawna krążą po sieci, a do zakupu są w żaden sposób niedostępne.
Sprzed dziesięciu, nie sprzed stu. WolneLektury już odkryłem.
Może to nie będzie duży zysk. Ale ... ale litres już zarobił na mnie parę złotych, choć po rosyjsku czytam z trudem, a o serwisie dopiero co się dowiedziałem.
Producenci gier komputerowych taką lekcję swego czasu odrobili.