Czytniki ebooków mają przyszłość. Wnioskuję tak ze sporego zainteresowania moim Sony kolegów, znajomych i ... nieznajomych - paręnaście osób zagadywało mnie o niego w sklepowej kolejce, szkolnej szatni, autobusie czy na stołówce. Gadżet budzi zainteresowanie, perspektywa elektronicznego cacka zastępującego półkę zawaloną książkami kusi, obawy budzi jedynie dostępność książek (czy/ile/jakie da się kupić) a także sprawa standardów i formatów (czy nie będzie problemów z polskimi tekstami, czy ewentualne zabezpieczenia nie uniemożliwią lektury, czy kupione książki da się czytać za parę lat, na następnym urządzeniu...).
Zagospodarowywanie rynku pozostawię wydawcom, debaty czytnik czy tablet innym blogerom (moim zdaniem są to po prostu różne nisze), sam natomiast pozwolę sobie na kilka słów oceny Sony PRS-600 po dłuższym używaniu, a także na pobieżne porównanie z Kindle DX.
Sony PRS-600 po paru miesiącach
Z zakupu Sony PRS-600 jestem nadal zadowolony, sprawdził się. Czyta mi się z niego całkiem komfortowo, po wciągnięciu się w lekturę przestaję zauważać, że nie trzymam normalnej książki. Wgrywanie ebooków przy pomocy calibre także odbywa się bezproblemowo.
Szczególnie dobrze czyta się beletrystykę - powieści czy opowiadania.
W ich wypadku nie odczuwam najmniejszego dyskomfortu, tekst jest
wyraźny i klarowny (czytam ustawiając rozmiar M
czyli nieco
powiększony w stosunku do domyślnego, w tej wersji jest on wręcz
wyraźniejszy niż w kieszonkowych wydaniach), strony zmieniają się
wystarczająco płynnie, do tego odpadają wszelkie kłopoty z
wypadającymi zakładkami i stronami przekręcającymi się po położeniu na
stole. No i naprawdę wygodnie daje się trzymać gadżet w jednym ręku.
Z literaturą techniczną jest trochę gorzej. Oczywistym problemem są ograniczenia rozmiaru (nieczytelne ilustracje, nieczytelne lub zmasakrowane tabelki i przykłady kodu) ale jest też drugi. Dopiero czytając z czytnika zorientowałem się, jak często czuję potrzebę pominięcia paru lub parunastu kartek, chwilowego skoku w inny rejon książki, skanowania wzrokiem itp. Niestety nielinearna nawigacja jest na czytniku stosunkowo powolna i męcząca. Niby jest i spis treści, i search, i niezły mechanizm zakładek, i historia - ale ciągle jest to za wolne, zbyt oporne, pozbawione całościowego obrazu. No - nie da się kartkować. Szczególnie boli to gdy z założenia chcę coś przejrzeć a nie przeczytać dokładnie.
Za to parę czytanych naraz pozycji nie zagraca miejsca na biurku, czytnik sam pamięta dokąd doczytałem nawet jeśli wracam do lektury po miesiącu a by sprawdzić znaczenie trudniejszego angielskiego słówka wystarczy je zaznaczyć. No i koszt dostawy przy zakupach ebooków wynosi 0.00.
Głównym odkryciem - ściśle związanym ze specyfiką PRS-600 (dotykowym ekranem) - stało się dla mnie zaznaczanie cytatów. Coraz mocniej nabieram maniery, by widząc ważniejszy fragment czy celne sformułowanie puknąć dwa razy palcem, pociągnąć, a następnie puknąć w ikonkę zapisania notatki. Zbieram sobie w ten sposób teksty do bloczka Cytacik ale przede wszystkim mogę potem szybko je przejrzeć przypominając sobie treść książki. Obyczaj przeniósł mi się nawet na lektury papierowe, w które utykam obecnie znacznie więcej świstko-zakładek, niż robiłem to dawniej.
Niestety na razie nie mam sposobu na przenoszenie zaznaczonych cytatów na komputer. Planuję coś tu sobie oprogramować (adnotacje leżą na czytniku w formie XML-owych plików
.annot
i nie wyglądają na trudne do skopiowania i interpretacji).
Jedna łyżeczka dziegciu: jak się okazało, nawet gdybym chciał kupować w DRM-owym sklepie Sony, nie miałbym takiej możliwości, jest to usługa tylko dla klientów z kilku wybranych krajów. Inna sprawa, że jestem właściwie zdecydowany kupować wyłącznie otwarte formaty, które dają się oglądać także na komputerze i które będę mógł w przyszłości przenieść na inne urządzenie.
I jeszcze sprawa praktyczna: zdarzyło mi się czytnik upuścić na podłogę a także lekko ochlapać wodą, oba wypadki przetrwał bez szwanku. Nie wydaje się mu też szkodzić ciągłe noszenie w plecaku.
Kindle DX
Kolega z pracy, zainspirowany moim przykładem, także zafundował sobie czytnik - ale inny, Kindle DX. Który, między innymi, jest oficjalnie sprzedawany do Polski (i całkiem szybko dostarczany, dojechał w ciągu kilku dni).
Jest to pod wieloma względami zupełnie inny czytnik.
Czytelność
Przede wszystkim jest po prostu dużo większy. O ile moje Sony (a także zwykłe Kindle i wiele innych czytników) to małe urządzenie wygodnie dające się trzymać w ręku, o tyle Kindle DX to zdecydowanie urządzenie fotelowe, duże, większe od typowej książki i raczej wymagające trzymania oburącz lub oparcia o kolano czy stół. Próbowałem go trzymać jedną ręką ale było to zdecydowanie męczące, do tego urządzenie robiło na mnie wrażenie delikatnego.
Powyższy obrazek można porównać z wcześniejszym analogicznym dla Sony. O ile przy Sony dłoń w praktyce podtrzymuje cały ekran, o tyle tutaj trzymam za róg.
Co ciekawe, Kindle DX jest relatywnie cienki, co ma swoje zalety ale przy dużym rozmiarze przyczynia się do wrażenia kruchości.
Obraz zrobił na mnie wrażenie bardziej czytelnego niż na Sony, co częściowo jest chyba prawdą (ta dotykowość coś chyba kosztuje) a częściowo może wynikać z bardzo wyraźnej domyślnej czcionki.
Wielkość ekranu oczywiście pozwala mieścić więcej tekstu, a przede wszystkim daje szanse na czytanie PDFów bez reformatowania. Literki są nieco za małe ale od biedy da się je tak czytać,
gdy na mniejszym czytniku konieczne jest przeskalowanie i utrata formatowania.
A już pełny komfort czytania PDFów daje tryb horyzontalny, w którym na odwróconym bokiem czytniku prezentowane są połówki strony (Sony PRS-600 też ma taki tryb pracy, ale jest on mało użyteczny, tekst jest ciągle zbyt drobny i nieczytelny). Litery połówki strony PDF są na Kindle DX duże i wyraźne, wszystko widać komfortowo.
Można też czytać w trybie standardowego rozmiaru, tym razem już z zepsutym formatowaniem.
Niestety, w przeciwieństwie do Sony (który daje pięć rozmiarów tekstu do wyboru), na Kindle nie znalazłem możliwości swobodnego skalowania tekstu.
Obsługa
Ponieważ nie ma dotykowego ekranu, obsługa Kindle DX odbywa się przyciskami. Być może po nabraniu wprawy przestają one przeszkadzać ale dla mnie, przy testowaniu, były bardzo konfudujące, ciągle myliłem się szukając potrzebnych opcji w niewłaściwym miejscu. Home, Prev, Next, Menu, Back, klawiatura... (i każde robi co innego i inne opcje udostępnia).
Rozbudowana klawiaturka przy próbie wpisania prostego tekstu wydała mi się bardzo niewygodna a już prawdziwym koszmarem okazało się wpisywanie numeru strony (Alt-3, Alt-7, Alt-2).
No a już najmniej spodobał mi się joystick, malutki przycisk odginany góra-dół i lewa-prawa, służący do nawigacji w menu, suwania wskaźnika i rozmaitych innych operacji. Nie dość że jest mało poręczny, to trudno uwierzyć, by przy dłuższym używaniu nie uległ uszkodzeniu.
Wiele operacji wiąże się z otwieraniem różnej maści menu. O ile Sony jest tu dość logiczny i intuicyjny (albo centralne okno dominujące na ekranie albo pomocniczy pasek u dołu), o tyle na Kindle okienka otwierały się w różnych miejscach ekranu, czasem nawet kilka naraz.
Bardzo denerwując efekt: zdarzało się, że otwarte okno traciło focus i nie było widać, jak je zamknąć (niestety nie ma żadnego odpowiednika myszy czy Alt-Tab), jedynym rozwiązaniem pozostawał reset.
Powyższa fotka nie jest z takiej sytuacji, nie zrobiłem jej zdjęcia, ale efekt był podobny: wisiało sobie takie okienko i nic nie dało się z nim zrobić, aktywna była książka.
Kindle był mniej skuteczny od Sony w prezentacji spisów treści PDF. Testowałem dość krótko więc trudno wyciągać daleko idące wnioski ale dla paru przetestowanych PDFów Sony spis treści pokazał, Kindle nie (oczywiście wyświetlił spis w tekście książki ale opcja spisu treści w menu była wyszarzona, nie było zatem nawigacji).
Wreszcie, nie udało mi się znaleźć opcji zaznaczania cytatu. Są zakładki opcjonalnie opisywane tekstem wstukanym z klawiatury.
Sieć
Kindle DX obsługuje sieć (bezprzewodowy internet za pośrednictwem operatora GSM). Nie jest to pełny internet, zasadniczo służy jedynie do kupowania i ściągania książek z Amazona, stron WWW nie poprzeglądamy, ale pozwala używać czytnika jako samodzielnego urządzenia a nie jako przystawki do komputera. I działa, także w Polsce.
Niestety polskich książek w ofercie raczej nie znajdziemy.
Software
Calibre z grubsza działa - ale przetestowałem jedynie minimum - podłączenie, podgląd zawartości, skopiowanie książki na czytnik. Zauważyłem, że dla operacji kopiowania nie ma monitorowania postępu kopiowania.
Po podłączeniu czytnika jego zawartość widać po prostu jako dysk.
Standardowo, jak rozumiem, Amazon przewiduje, że czytnik będzie obsługiwany samodzielnie, bez konieczności korzystania z PC.
Podsumowanie
O ile moje Sony PRS-600 jest świetnym urządzeniem przenośnym, które znakomicie służy mi w autobusie, przy dozorowaniu dzieci na placu zabaw czy w kolejce i które zmieści się nawet w większej kieszeni, o tyle Kindle DX to czytnik fotelowy, nadający się raczej tylko do spokojnej lektury w domu, w wygodnych warunkach, za to duży i wyraźny.
Jeśli kiedyś zacznę kupować ebooki bardziej masowo, być może będę chciał mieć czytniki obu rodzajów.
Produkt moim zdaniem psuje nienajlepsza używalność, tak sprzętu (fatalna klawiaturka, nieporęczny joystick, mało intuicyjne przyciski) jak oprogramowania (nieintuicyjne hierarchie okien dialogowych, niejasne położenie opcji, braki przydatnych funkcji). Duży czytnik chciałbym kiedyś mieć ale raczej nie ten.
A może po prostu jestem już zbyt zakochany w dotykowym ekranie...
Czym w ogóle różnią się czytniki
Może warto spisać, czym w ogóle różnią się między sobą ebook-readery.
Technicznie kluczowe elementy to:
-
rozmiar ekranu, wpływający też na rozmiar całego urządzenia (do beletrystyki całkowicie wystarczy ekran 6'' a 5'' też może być akceptowalny, do książek w których ma znaczenie układ strony, pojawiają się wykresy lub tabele, trzeba raczej szukać wyżej),
-
jakość ekranu (kontrast a także ilość stopni szarości, to drugie znacząco wpływa na jakość liter),
-
dotykowy ekran (naprawdę duża różnica przy używaniu),
-
ciężar i kształt (książkę nieraz długo trzymamy w ręku),
-
solidność i estetyka obudowy, jakość i wygoda wykorzystywania przycisków,
-
interfejsy komunikacyjne (sieć GSM, sieć Wi-Fi, połączenie kablowe),
-
rozmiar wbudowanego dysku i możliwość uzupełniania go kartami SD,
-
żywotność baterii.
W warstwie oprogramowania:
-
obsługiwane formaty książek (LIT, EPUB, PDF, DOC, HTML, ...),
-
rodzaj oprogramowania na PC,
-
liczne drobne a ważne cechy funkcjonalne (dobry indeks wgranych książek z możliwością sortowania po autorze, tytule czy tagu/kolekcji, robienie zakładek, pamiętanie pozycji w czytanych książkach, zaznaczanie cytatów, robienie notatek tekstowych i graficznych, wyszukiwanie w książce i wielu książkach, płynne skalowanie, wybór fontu),
-
polonizacja (polskie literki, polskie menu, możliwość zakupu polskich tekstów).
Organizacyjnie:
-
podstawowy sposób zakupu książek, ich oferta i cena, rodzaj i uciążliwość zabezpieczeń przed kopiowaniem,
-
alternatywne możliwości pozyskiwania tekstów.
Innymi słowy, przed zakupem warto sobie zadać pytania:
-
co chcę czytać (tylko literaturę czy także teksty naukowe bądź techniczne),
-
czy szukam bardziej urządzenia przenośnego, czy na kanapę,
-
czy chcę jedynie czytać, czy także zaznaczać, notować, szukać, skakać, ...
-
skąd chcę brać książki i w jakim formacie one będą.
Skąd brać książki
Póki co moim głównym miejscem zakupów jest bardzo sympatyczna inicjatywa O'Reilly Ebook Deal of the Day (linkuję do feedu bo śledzenie go jest wygodniejsze niż zaglądanie na stronę wydawnictwa), w ramach której codziennie inna książka jest dostępna za 10 dolarów.
Nie wszystkie książki są ciekawe ale trafiają się perełki.
Techniczne ebooki, już w mniej atrakcyjnych cenach, sprzedaje też apress, PacktPub, SitePoint czy Pragmatic. A trochę darmowych książek można znaleźć via FreeTechBooks.
Literatura? Bez większego trudu można znaleźć starsze, nie objęte już prawami autorskimi książki. Najbardziej znanym publikującym je serwisem jest Project Gutenberg, w Polsce wspomnę Wolne Lektury. Po księgarniach oferujących bieżące pozycje nie rozejrzałem się jeszcze dostatecznie, by kogoś polecać.