Jeśli ktoś z Was planuje coś złamać lub zwichnąć, a mieszka w Warszawie lub jej okolicach, lepiej niech przyswoi sobie poniższą informację.
Rzecz chyba w miarę nowa - jeszcze niedawno ze zwichnięciem, złamaniem czy zranieniem można było podjechać do dowolnego szpitala. Obecnie Warszawę i okolice obsługuje jeden, jedyny (rotacyjnie według powyższego schematu). O czym boleśnie się przekonałem po przyjeździe do szpitala Bródnowskiego. No, jak chciał Pan do nas, to trzeba było łamać się we wtorek.
W czwartkowym Bielańskim można zaobserwować konsekwencje. Kilkadziesiąt obolałych osób tłoczących się w poczekalni i czatujących na wolne krzesełka, kilkunastoosobowa kolejka do rejestracji (szczególnie sympatyczna dla osób z urazami nóg), obietnice rejestratorki, że jeśli dobrze pójdzie i nie będzie zbyt wielu karetek, oczekiwanie potrwa jakieś 3 godziny (Ci sami lekarze obsługują zgłaszających się na izbę przyjęć i przywożonych karetkami). Na doczepkę ogromne problemy z zaparkowaniem w pobliżu szpitala.
Uwaga praktyczna, zasłyszana: reguła jedynego szpitala nie dotyczy dzieci, z nimi można jechać do dowolnego szpitala mającego chirurgiczny oddział dziecięcy - i tam zostaną obsłużone szybciej.
Dla mnie samego nawet nie było to jakoś straszne - krzesełko upolowałem, noga zbytnio nie bolała, była ze mną żona, miałem też co poczytać. Ale dla osób z bolesnymi urazami i złamaniami raczej nie były to najmilsze godziny. Podobnie jak dla Pani, którą jej przychodnia odesłała z jakimś problemem z Wrzeciona na Bielany, by tu w rejestracji usłyszała, że powinna się zgłosić do swojej przychodni.
Bilans czasowy: sam pobyt w szpitalu udało się zamknąć w nieco ponad 4 godziny (3 godziny w poczekalni, po 20-30 minut w kolejkach przed rentgenem, gabinetem i punktem opatrunkowym). W sumie nieźle - kilka osób przybyłych niedługo po mnie czekało jeszcze w poczekalni, gdy wychodziłem. Do tego dwie godziny na dojazd i powrót (korki na moście Toruńskim) i pół godziny na niepotrzebną wizytę w szpitalu Bródnowskim.
Z akcentów pozytywnych: wszyscy zajmujący się faktycznym leczeniem - pielęgniarki, obsługa RTG, lekarz - byli autentycznie sympatyczni i pomocni, potrafili podejść z życzliwością i uśmiechem (a lekarz, mimo sporego pośpiechu, poświęcił mi znacznie więcej uwagi niż płatny ortopeda, którego odwiedzałem parę miesięcy temu).
No dobra, repetitio. Jeśli zwichniesz nogę w poniedziałek, jedź na Barską. Jeśli we wtorek - na Bródno. W środę - na Lindleya... Weź koniecznie książkę, rozważ kanapkę (napojów nie trzeba, stoi automat z herbatą i kawą) i miej duży zapas cierpliwości.