Paręnaście lat temu wszędzie czytało się o giełdowych milionerach. Jeden gościu zainwestował grosze, by po roku odjechać mercedesem, a i mieszkanie kupić przy okazji. Drugi zrobił dziesięciokrotne przebicie. Trzeci przekształcał zdychającą firmę w tygrysa. Czwarty .... Większość z dumą opowiadała o trendach, analizach, naukowym podejściu. Książek nawychodziła masa, a każda obiecywała miły zarobek bez wysiłku.
Wielu moich znajomych próbowało, nieraz inwestując w zabawę wiele czasu i sporo pieniędzy. Czasem trochę zarobili, czasem trochę umoczyli, milionerem jakoś żaden nie został.
Obecnie mamy zatrzęsienie opowieści o ludziach robiących miliony w internecie.
Trafiłem kiedyś przypadkiem na propagandowe spotkanie Amwaya (kto nie wie - to takie skrzyżowanie sieci sprzedaży bezpośredniej z piramidą finansową). Na spotkaniu trudno się było dowiedzieć, o co właściwie chodzi, za to bardzo dużo mówiono o pieniądzach, które same spływają, o osiąganiu zysków bez codziennego ganiania do pracy, o swobodzie finansowej. Z tym samym eksploatowaniem tęsknoty do wyzwolenia się z codziennego kieratu spotkałem się jeszcze kilkakrotnie.
Książki i serwisy o zarabianiu milionów w internecie niemal zawsze mają rozdział (albo i parę) o tym, jak to fajnie jest pracować z domu w samodzielnie ustalanym rytmie i zarabiać nawet, gdy się śpi. Zamiast być dla szefa zerem, zostań w sieci milionerem.
To jest oczywiście prawda, że są ludzie zarabiający w sieci krocie. Blogerzy mający tłumy czytelników. Usługi sieciowe nie nadążające rejestrować klientów. Sklepy o obrotach porównywalnych z sieciami supermarketów.
Tyle, że - to jest ułamek. Nawet nie procent spośród tych, którzy próbowali. Chyba nawet nie promil.
Sukces miewa podstawy czysto obiektywne. Gros blogowych milionerów to pasjonująco piszący ludzie, którzy w innych czasach zrobiliby majątek jako wybitni pisarze lub dziennikarze. Wiele słynnych serwisów wybiło się, bo autorzy potrafili jakiś pomysł zaimplementować najdokładniej, najporządniej, najsprawniej, najszybciej. Niektóre, bo mieli fundusze na uruchomienie mimo braku krótkoterminowych zysków. Wszyscy - włożyli naprawdę sporo pracy.
Są też przyczyny subiektywne. Odkrywczy pomysł (odkrywczy przed, gdy już raz taki Amazon, Flickr czy .... Nasza Klasa zaistniały, wydają się oczywiste). Trafienie w dobry moment. Kliknięcie znudzonego redaktora dużego serwisu szukającego tematu na artykuł. Konflikt międzyludzki lub inne problemy u konkurenta.
A podłożem dla tego wszystkiego jest coś jeszcze innego. Nowy, nierozpoznany, gwałtownie rosnący rynek. Internet przełomu tysiącleci. Giełda w pierwszych latach po powstaniu. Handel tuż po transformacji ustrojowej. Przemysł w XIX wieku. Dziki Zachód w początkach USA. Dzikie Pola po przejęciu Ukrainy przez Koronę.
Problem w tym, że gdy pionierzy piszą książki o tym, jak zdobyli wielkie majątki, ten czas jest już przeszłością...