Ludzie czasem debatują co to jest blog? Dla jednych blogiem jest cokolwiek postawionego na WordPressie, dla innych tylko internetowe pamiętniki - nawet jeśli poświęcone konfiguracji sieci czy telefonom komórkowym, to pisane z osobistymi akcentami.
Nie mam tu jednoznacznej opinii. Na notatniku większość artykułów jest czysto techniczna, choć bardziej osobiste też się trafiają. W każdym razie - czuję sympatię do treści, w których widać osobę autora.
Dlatego pozwolę sobie zarekomendować najciekawszy polski blog sportowy.
Nie, nie jest to żaden z blogów promowanych przez Gazetę. Na nich znajduję dużo słów, a bardzo mało treści. Interesującym wyjątkiem był blog Adama Romańskiego o koszykówce ale ostatnio autor chyba go zarzucił.
Nie, nie jest to żaden z blogów na weszlo, choć niektóre z nich są całkiem interesujące.
Blog, który chcę pochwalić, technicznie w ogóle nie jest blogiem. Za to spełnia inne ważne kryteria - regularna cykliczna publikacja, spójny temat, osobiste podejście autora do tematu. Do tego sprawne pióro i wciągająca narracja.
Podróże po krakowskich boiskach
Powyższy indeks nie zawiera pierwszego odcinka, który jest tutaj.
Krótki przypadkowy cytat na zachętę (jest to końcówka pierwszego odcinka):
Wreszcie "nadejszła wiekopomna chwiła" czyli okolice 80. minuty, kiedy to obrońca Prądniczanki wykazał się głupotą kosmiczną i gdy napastnik Clepardii usiłował w polu karnym gonić piłkę, uciekającą na aut, tenże obrońca zamiast machnąć ręką i pozwolić naiwniakowi próbować - przykopał mu w piszczel, powodując upadek gracza. Rzut karny. Ewidentny, co stwierdziłem z całą odpowiedzialnością i z odległości niewielkiej. Głupi, nie brutalny, ale ewidentny.
Rzut karny zamieniony został na bramkę, a kibice Prądniczanki zaczęli odreagowywać na arbitrze bocznym (bo to on zasygnalizował faul głównemu). Sugerowano, że w 85 minucie karnego się nie gwiżdże, bo to nie comme il faut, tłumaczono, że przecież kopnął go tylko trochę i to nie boli, określano sędziego mianem męskiego narządu płciowego poddanego czynności seksualnej w stronie biernej (choć ten narząd - jeśli już - jest raczej w stronie czynnej), radzono mu, co może sobie zrobić z chorągiewką, proponowano pomoc w tym robieniu. Były też hasła "Do Wrocławia! Do Wrocławia cię podamy! O siódmej po ciebie przyjdą!" oraz "Nie wyjdziesz stąd żywy! Zaczekamy!" (choć grozę tego ostatniego osłabiał chichot krzyczącego). Wiadomo - emocje derbowe.
AJK pisze z humorem ale z jego relacji można się naprawdę dużo dowiedzieć o opisywanych meczach - tak o wydarzeniach na boisku, jak o atmosferze na trybunach. Ech, zestawmy to z totalnie nijakimi relacjami ligowymi głównych gazet...